Tekst: Edyta Tomys
Zdjęcia: J. Kiełbasa, E. Nałęcz-Dźwigała


Wymiany międzynarodowe to jedne z najlepszych przedsięwzięć jakie są organizowane przez szkoły. Umożliwiają nam, uczniom, nie tylko obcowanie z żywym językiem i wyjście poza sztywne książkowe ramy, lecz także poznanie nowych ludzi, ich kuchni, obyczajowości i codziennego życia. Przez tydzień możemy pozbyć się niewygodnej łatki turysty naszywanej nam sumiennie przez wszystkie biura podróży podczas wakacyjnych wyjazdów i stać się integralną częścią społeczności, o której wcześniej dane nam było czytać jedynie w podręczniku. Wyjazd do Tuluzy, dużego miasta położonego w południowej części Francji, był świetną okazją , by się o tym przekonać.
Podróż była bardzo wymagająca, plan podróży obejmował trzy środki transportu. Pierwszy był samolot, 9 października o godz. 5 rano, byliśmy już na lotnisku. Zagłuszając swoje zaspanie ekscytacją, czekaliśmy na kilkugodzinną podróż, by późnym popołudniem stać już na przystanku autokarowym obok naszych korespondentów.
Początki były nieco stresujące, musieliśmy bardzo szybko przestawić się na język, który wcześniej obowiązywał nas jedynie przez dwie godziny w tygodniu. Zaskoczyła nas życzliwość i cierpliwość naszych korespondentów oraz ich rodzin. Przez cały wyjazd traktowali nas jak część rodziny starając się mówić wolno i dobierać słowa tak, aby znaczenie komunikatu, jaki chcą nam przekazać był w miarę zrozumiały.
Pierwszego dnia dostaliśmy harmonogram zajęć, który uwzględniał wyjazdy i zwiedzanie miasta, lekcje w szkole, wieczory i posiłki razem z francuską rodziną oraz weekend, który mogliśmy zaplanować razem z korespondentami.
Realia francuskiej szkoły trochę różnią się od tych, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Lekcje trwają dłużej, a uczniowie nierzadko wychodzą z niej dopiero o 18h. Grafik zajęć uwzględnia jednak „okienka” i dwugodzinną przerwę podczas której mogą oni zjeść kilkudaniowy obiad, odrobić pracę domową i porozmawiać ze znajomymi. W naszym planie znalazła się też lekcja języka francuskiego dla obcokrajowców i mieliśmy okazję porozmawiać z osobami z innych krajów, które niedawno przeprowadziły się do Francji.
Po obiedzie nasza grupa zwiedzała Tuluzę oraz okoliczne miejscowości, podziwiając stare miasto, brukowane uliczki oraz średniowieczną architekturę romańską i gotycką, którą w Polsce tragicznie zniszczyły działania wojenne XX stulecia. Mogliśmy zobaczyć między innymi: Bazylikę św. Saturnina, Klasztor Jakobinów, Kapitol, Fortyfikacje Carcassonne oraz „czerwone miasto” Albi z muzeum Henryka Toulouse-Lautreca, postimpresjonistycznego malarza i grafika, oraz bogato zdobioną Katedrą św. Cecylii.
Siedem dni spędzonych w towarzystwie uśmiechniętych i życzliwych ludzi, wśród barwnej sztuki, wzniosłych ceglanych budynków i pysznego jedzenia minęło szybciej niż mogliśmy się tego spodziewać. Pozostawiły za to przepiękne wspomnienia oraz większą płynność w używaniu języka francuskiego, której brakowało nam wcześniej. Możliwość chwilowego oderwania się od codzienności i spojrzenia na świat z zupełnie innej perspektywy okazała się nieoceniona i zaowocowała przyjaźniami, które, mam nadzieję, będą trwały mimo łączących nas kilometrów.