Pragnęli, czynili, minęli (fragment książki Małgorzaty Stanisławy Prawdzic-Szczawińskiej)

Babcia Janka Przasnyszanka

W latach 1910–1916 trzy przyjaciółki przasnyszanki Janka, Ola i Zosia mieszkały w Warszawie, w szkole z internatem. Była to pensja dla dziewcząt Pauliny Hevelke, jedna z najstarszych szkół średnich w stolicy, istniejąca od 1874 roku. Babcia i Ola Świeżyńska uczyły się w jednej klasie. Zosia Huzarska, młodsza od nich była o dwie klasy niżej. Następcą prawnym pensji Hevelkówny jest IX Liceum Ogólnokształcące imienia Klementyny Hoffmanowej.

Szkoła mieściła się przy ulicy Marszałkowskiej 122, w budynku usytuowanym na rogu ulic Marszałkowskiej i Sienkiewicza. Część koleżanek mieszkała w Warszawie i przychodziła na lekcje z domów. Zamiejscowe mieszkały w internacie mieszczącym się w tym samym budynku na ostatnim, trzecim piętrze. Sypialnie dla uczennic były wieloosobowe. Nie spały same. Opiekowała się nimi nauczycielka zwana „damą klasową”. Zadaniem damy klasowej było pilnowanie uczennic, by kładły się spać zgodnie z regulaminem, nie jadły i nie czytały po nocach. Do jej obowiązków należało sprawdzanie przez rozpoczęciem lekcji czy uczennice nie zakręciły sobie włosów. Kręcone grzywki były zakazane jako nieskromne. Uczennice, które popełniły wykroczenie były przed rozpoczęciem lekcji prowadzone przez damę klasową do łazienki pod kran w celu zmoczenia i wyprostowania grzywki. Ważnym zadaniem damy klasowej było pilnowanie, by podopieczne nie interesowały się zbytnio nocnym życiem stolicy. Odpędzała dziewczyny od okien, gdy policjanci nad ranem prowadzili na pobliski posterunek zatrzymane damy lekkich obyczajów. Nie zawsze jej się to udawało, czasami przysnęła. Wtedy dziewczyny podchodziły do okien i z zaciekawieniem obserwowały rozgrywające się sceny. Pensja Hevelkówny była szkołą demokratyczną, postępową i używając dzisiejszego określenia wielokulturową. Koleżankami Babci były uczennice wyznania rzymsko-katolickiego, ewangelickiego, prawosławnego i mojżeszowego. Zajęcia z religii prowadzili duchowni wszystkich wyznań. Mało tego, uczennice jednego wyznania mogły uczestniczyć w lekcjach religii prowadzonych dla koleżanek innych wyznań. Babcia wspominała swą koleżankę z klasy, jedną z najlepszych uczennic, Żydówkę Elzę Moszkowską. Elza pasjonowała się filozofią i teologią. Prowadziła z uczącym religii księdzem katolickim bardzo ciekawe dyskusje. Nie tylko dzięki rodzicom, ale także dzięki nauce w tej szkole babcia była demokratką, osobą otwartą i tolerancyjną. W szkole zdobyła nie tylko wiedzę. Szkoła nie przygotowywała poddanych miłościwie panującego cara, ale świadome obywatelki przyszłej, wolnej Polski.

Nauczycielami na pensji Hevelkówny byli znani w wolnej Polsce naukowcy: chemik Stefan Mycho, geolog Stanisław Karczewski, zoolog Wacław Jezierski, biolog Kazimierz Czerwiński, chemik Tadeusz Miłobędzki, filozof Ludwik Krzywicki. Damą klasową była Józefa Zienkowska. Lekcje religii ewangelickiej prowadził znany i zasłużony warszawski pastor August Loth. W latach 1912-1913 w szkole pracowała prekursorka postępowych ruchów kobiecych Romana Pachucka.

Szkoła przywiązywała wielką wagę do wychowania patriotycznego. Babcia wyniosła ze szkoły umiłowanie literatury polskiej i naszej historii. Lekcje historii Polski odbywały się oficjalnie jako lekcje robót ręcznych. Uczennice nie robiły notatek, tylko pilnie słuchały. W życiu internatu zdarzały się śmieszne momenty. Władze carskie nakazywały wywieszanie chorągwi w dniach rosyjskich świąt państwowych. Uczennice zamiast chorągwi wystawiały za okna sypialni kije od szczotek z przymocowanymi majtkami z długimi nogawkami. Psikusy te były w ich mniemaniu czynami patriotycznymi. Plucie na widok popa przechodzącego ulicą miało zapewnić szczęście i powodzenie. Reakcje popów na to zachowanie bywały różne. Jedni przechodzili natychmiast na drugą stronę ulicy, inni okropnie się złościli i głośno złorzeczyli na dziewczyny, jeszcze inni coś mamrotali pod nosem.

W programie nauczania na pensji były również zajęcia z wychowania fizycznego. Zimą uczennice chodziły pod opieką nauczycieli na pobliskie lodowisko, wylewane w Ogrodzie Saskim. Jazda na łyżwach była popularnym sportem. Łyżwiarzom przygrywała wojskowa orkiestra dęta. Dowcipni młodzieńcy przynosili na ślizgawkę cytryny, stawali w pobliżu orkiestry i ssali owoce. Na ten widok trębaczom ciekła ślinka i trąby zaczynały wydawać dziwne dźwięki. Wyprawy na ślizgawkę były okazją do zawierania znajomości z kolegami ze szkół męskich i ze studentami. W karnawale szkoła organizowała bal. Był to jedyny dzień w roku, kiedy zapraszano chłopaków z zaprzyjaźnionej szkoły męskiej. Na balu dziewczyny nie musiały występować w szkolnych mundurkach. Dozwolone były bardziej strojne wizytowe suknie.

Szkoła organizowała wycieczki krajoznawcze. W albumie Babci zachowały się zdjęcia uczennic klasy IV i V w jednakowych mundurkach podczas wyjazdu w 1912 roku na wycieczkę w lubelskie. Uczennice zwiedzały Puławy i ruiny zamku w Janowcu.

Dnia 5 maja 1920 roku w warszawskiej Zachęcie odbył się zjazd koleżeński absolwentek pensji. Odziedziczyłam po babci pamiątkowy album oprawiony w płótno z fotografiami grona nauczycielskiego i koleżanek z klasy. Niestety zdjęcia nie są podpisane. Zidentyfikowałam jedynie kilka osób. W listopadzie 2017 roku przekazałam album w darze IX Liceum Ogólnokształcącemu imienia Klementyny Hoffmanowej w Warszawie. To zasłużone warszawskie liceum jest następcą prawnym pensji Hevelkówny.