Zacznijmy od Pana początków. Gdzie się Pan uczył, co studiował?
Jestem absolwentem Wydziału Mechaniki Precyzyjnej Politechniki Warszawskiej, czyli mam zawód inżyniera mechanika. Z tego powodu wiele lat pracowałem w szkołach zawodowych w Warszawie. W międzyczasie ukończyłem dodatkowe studia na Uniwersytecie Warszawskim w zakresie stosunków międzynarodowych. Dzięki temu mam wykształcenie uniwersyteckie, czyli mogę uczyć np. wiedzy o społeczeństwie w szkołach.
W których szkołach Pan uczył lub pełnił funkcję dyrektora?
Pracowałem przez dwadzieścia lat w szkole na Grochowie, wtedy był to Zespół Szkół Mechaniki Precyzyjnej. Bylem pierwszym dyrektorem tej szkoły po jej przekształceniu w LXXII Liceum Ogólnokształcące im. Jakuba Jasińskiego przy ul. Grochowskiej, które do dzisiaj tam funkcjonuje.
Wcześniej dowiedziałyśmy się, że prowadzi Pan lekcje w gimnazjum. Czego Pan uczy?
Jeszcze nie mam lekcji w gimnazjum, dopiero od przyszłego roku będę prowadzić tam zajęcia. Ze względu na moje wykształcenie będę prowadził zajęcia techniczne. Brakuje w gimnazjum modułu w zajęciach technicznych, który będzie przygotowaniem w zakresie mechaniki czy elektryki dla młodzieży, która wybiera się do szkół zawodowych.
Wróćmy jeszcze na chwilę do Pana wcześniejszych lat szkolnych. Czy istnieje jakieś szczególne wydarzenie, które wpłynęło na Pana życie, które ustosunkowało Pana do wyboru kierunku studiów?
Zawsze byłem zainteresowany nauką w technikum. Uważałem, że mężczyzna po ukończeniu szkoły podstawowej powinien pójść do technikum. Poszedłem do szkoły na Grochowską. Byłem uczniem w tamtejszym Technikum Mechaniki Precyzyjnej. Później poszedłem na studia i od razu po ich ukończeniu wróciłem na Grochowską jako nauczyciel. Tak że w tamtej szkole spędziłem sporo lat i nie żałuję tego.
Dlaczego w takim razie zdecydował się Pan kandydować na stanowisko dyrektora zespołu szkół, który składa się z gimnazjum i liceum ogólnokształcącego? Czy to ze względu na sentyment do tego budynku?
Być może, ale też z chęci zdobycia nowych doświadczeń. Moja droga w oświacie mazowieckiej jest bardzo długa. Nie ukrywam, że jestem na końcu kariery zawodowej i dlatego jej finał znalazłem tutaj. Kiedy pojawiła się możliwość zgłoszenia do konkursu na stanowisko dyrektora Zespołu Szkół nr 125, przemyślałem to i postanowiłem spróbować, zwłaszcza, że namawiano mnie do powrotu na stare miejsce. Powodem była też chęć podjęcia nowych wyzwań. Byłem ciekaw, jak to jest pracować w liceum renomowanym, przodującym w Warszawie, drugim takim w Śródmieściu. Przyświecała mi też chęć spróbowania czego nowego, ambitnego, czegoś, co wymaga większych horyzontów intelektualnych.
Czyli zrzekł się Pan stanowiska dyrektora innej szkoły na rzecz Hoffmanowej?
Szkoła, z której tu przyszedłem, to Zespół Szkół Samochodowych, który – jak wiecie – mieścił się tutaj, na Hożej 88, od czasów przedwojennych, przez kilkadziesiąt lat. Słynna samochodówka, najstarsza w Polsce. Kiedy władze Warszawy zdecydowały o przeniesieniu Waszego Zespołu do tego budynku, Zespół Szkół Samochodowych został przeniesiony na Ochotę, do olbrzymiego gmachu po dawnej, słynnej Szkole Kolejowej. Tutaj natomiast przez dwa lata trwał remont, a później Wasza szkoła się tu przeprowadziła.
Czy budynek bardzo się zmienił od czasu, kiedy poprzednio był Pan tutaj dyrektorem?
Zmienił się diametralnie. Znajdowała się tutaj cała baza do kształcenia praktycznego samochodowego, były tutaj warsztaty szkolne, duże hale ze stanowiskami diagnostycznymi. To wszystko uległo przebudowie i adaptacji do potrzeb szkolnictwa ogólnokształcącego. Poza tym, budynek został odremontowany od piwnic aż po strych. Wszystko zostało tu wykonane na nowo – wnętrza zaaranżowano i wyposażono w nowy sprzęt. Jak widzicie – jest stały dostęp do Internetu, nowe ławki szkolne, komputery. Gdyby Zespół Szkól Samochodowych miał komplet uczniów i zapełniał korytarze tego wielkiego budynku, może nie doszłoby do takiej przeprowadzki. Ale z roku na rok, między innymi ze względu na niż demograficzny, nabór do szkół zawodowych spadał.
Czy uważa Pan, że przeprowadzka Hoffmanowej do tego gmachu była złą zmianą?
Po pierwszych miesiącach pracy tutaj przekonałem się, że dobrze zrobiono. To jest wspaniała szkoła, szczególnie liceum ogólnokształcące, dobrze zorganizowane. Dla Was wszystkich, zarówno gimnazjalistów jak i licealistów, nowością jest forma organizacyjna tego zespołu szkół. Dwie szkoły, które na ulicy Emilii Plater funkcjonowały oddzielne, są teraz jedną firmą. Ten zespół szkół musi się scalić i zintegrować wewnątrz. Jest jedna Rada Pedagogiczna, jeden Dyrektor, który zatrudnia nauczycieli, nie w liceum, nie w gimnazjum, tylko w zespole szkół. Może z upływem czasu powinno być tak, że jeden nauczyciel będzie miał część etatu w gimnazjum, a część w liceum. Na tym polega działanie zespołu szkół. Główne zadanie, jakie postawiły przed nami władze, jest takie, aby społeczność wewnątrzszkolną jak najbardziej zintegrować – przygotowywać wspólne imprezy, działania, projekty, decydować wspólnie o różnych rzeczach. Żeby samorządy razem obradowały i decydowały. Rady Rodziców obydwu szkół już działają razem. Decydują o środkach, o pieniądzach, które zbierają i wydają. Nauczyciele też z czasem będą się integrować.
A czy ma Pan jeszcze jakieś plany wobec liceum, oprócz integracji z gimnazjum?
Jak wiecie, w tym roku liceum obchodzi olbrzymi jubileusz. Ponieważ dobrze działa mechanizm naboru do obecnych profili w poszczególnych oddziałach, postanowiliśmy na razie ten stan utrzymać. Z tego powodu, Że specjalizujemy się w przygotowaniu naszych absolwentów na studia na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym, odczuwamy nacisk, aby wszystkie oddziały miały profil biologiczno-chemiczny. Nauczyciele są jednak zdania, że należy zachować różnorodność oddziałów, aby uczniowie, którzy wybierają się na inne uczelnie, też mogli znaleźć w szkole swoje miejsce, żeby pozostały klasy społeczne czy matematyczno-fizyczne. Będziemy się trzymać tego, aby nasze liceum było takie, jak teraz.
Musimy przyznać, że jesteśmy Panu wdzięczne z tego powodu, bo jesteśmy właśnie z klasy społecznej.
Uważam, że istnieje zapotrzebowanie na tego typu klasy, bo nie wszyscy uczniowie Hoffmanowej muszą iść na Uniwersytet Medyczny. Chcemy wszechstronnie kształcić młodzież, a nie specjalizować się. Chcemy przygotowywać uczniów na wszystkie uczelnie, przecież wielu wybiera Uniwersytet Warszawski. Z SGH dostajemy dyplomy za dobre przygotowanie uczniów.
Wspominał Pan, że licealiści Hoffmanowej chodzą do prestiżowej szkoły. Jak by Pan określił typowego ucznia Hoffmanowej? Czy charakteryzuje się jakimiś specjalnymi cechami?
Po pierwsze – był wspaniałym uczniem już w gimnazjum, bo przecież wiecie, z jakimi punktami dostają się do nas uczniowie w procesie rekrutacji. Ale też jest to uczeń, który jest później w liceum aktywny, który nie dość, że jest dobrym uczniem, który wspaniale się uczy i przygotowuje do zajęć, jest zdyscyplinowany, wypełnia wszystkie obowiązki uczniowskie (wiemy, Że tak jest, bo w szkole panują ład i porządek), jest także aktywny pod każdym względem. Tworzy różne projekty i bierze w nich udział, udziela się społecznie, działa w samorządzie uczniowskim. Widzę to, bo uczniowie występują z różnymi inicjatywami do Rady Rodziców i do Dyrekcji Szkoły. Myślę (jeszcze tego nie wiem dokładnie), że wśród Was jest taka nuta samopomocy koleżeńskiej, że wzajemnie w poszczególnych oddziałach sobie pomagacie. I też, tak jak mówiliśmy i mówimy pierwszoklasistom na początku roku, wierzę, że tu w Hoffmanowej nie ma wyścigu szczurów. Oprócz tego, że staracie się osiągać jak najlepsze wyniki w nauce, jesteście wobec siebie życzliwi.
Przejdziemy już może do ostatniego pytania. Kto jest dla Pana największym autorytetem, na kim się Pan najbardziej wzorował w swoim życiu?
To jest trudne pytanie, bo nie ma jednej takiej osoby. Zawsze autorytetem jest ktoś, kto w jakiś sposób poświęca się dla innych, zwłaszcza w trudnych czasach, na przykład podczas wojny. Ktoś, kto poświęca się. nie patrząc na osobiste korzyści, ktoś, kto Żyje dla innych, nie dla siebie. Tak samo staramy się uczyć Was dzisiaj, abyście, oprócz tego, Że żyjecie dla siebie, robili wiele dla innych, szczególnie tych potrzebujących. Takimi autorytetami trzeba się kierować w życiu.
Ja, chociaż nigdy nie dorównam żadnym wielkim autorytetom, wierzę, że cała moja działalność edukacyjna zmierza do tego, aby robić coś dla innych, ułatwiać pracę młodzieży i nauczycielom, pomagać, a nie przeszkadzać, nie być jakimś wielkim formalistą, urzędnikiem, który tworzy jedynie setki dokumentów, lecz człowiekiem otwartym na innych. Taka jest rola dyrektora szkoły. Tutaj też przyszedłem z tą myślą. Funkcja dyrektora to funkcja służebna, moim obowiązkiem jest przyjąć i wysłuchać każdego, służyć rozmową i pomocą, mieć zawsze dla wszystkich otwarty gabinet.
Bardzo miło nam to słyszeć. Dziękujemy za rozmowę.
Zapraszam serdecznie w każdej chwili i pozdrawiam.
Rozmawiały: Antonina Wolska i Karolina Trojanowska
Rozmowa została przeprowadzona w 2014 roku, przy okazji 140-lecia szkoły.

