
Wspomnienie Pani Dyrektor Zofii Pietrzak
Pani Profesor Maria Danuta Kamecka chciała zostać lekarzem, tak jak Jej ojciec. Niestety, nie przyjęto Jej na wymarzone studia właśnie dlatego, że była córką lekarza i pochodziła z inteligenckiej rodziny. Podjęła studia na wydziale stomatologicznym.
Chciała mieć wpływ na kształtowanie młodych pokoleń Polaków, dlatego po latach pracy w wyuczonym zawodzie zaczęła prowadzić w szkołach swój autorski program: przygotowanie do życia – życie i my, w skrócie „pdż – żim”
Była ambitnym i wymagającym nauczycielem, choć nie stawiała ocen. W Hoffmanowej uczyła uczniów, nauczycieli i dyrektorów.
Z jej lekcji każdy zapamiętał z pewnością coś innego. Sama Pani Kamecka była dumna szczególnie ze swoich zajęć o mózgu. Dostęp do wiedzy w tym zakresie był bardzo ograniczony. Pani Profesor przeszukiwała światowe publikacje medyczne i przekazywała wiadomości o ogromnych możliwościach mózgu ludzkiego, wykorzystywanych przez człowieka tylko w niewielkim zakresie. Skupiała się na tym, jak uruchomić ten ogromny potencjał. Jej uczniowie robili mapy mózgu, mapy mentalne, ćwiczyli lewą i prawą półkulę…
Większość z nas, pracujących z Panią Danusią pamięta Jej fascynację Wschodem, szczególnie kulturą Japonii. Minimalizm, stosowanie zasad estetyki we wszystkim, nie tylko w sztuce układania kwiatów czy orgiami – to pierwsze skojarzenia, gdy wspominamy Jej obecność w IX LO.
Dla mnie najważniejsza była Jej nauka życzliwości.
Pani Danusia uczyła, ze zacząć trzeba od samoakceptacji. Pokazywała, jak radzić sobie z własnymi niedoskonałościami, trudnościami zewnętrznymi i stresem. Poznanie siebie nie wystarczało. Ważny był rozwój, nie można było stać w miejscu. Trzeba było od siebie wymagać i brać odpowiedzialność za swoje działania. Przejawiało się to w prostych sprawach, np. każda klasówka czy praca plastyczna musiała być wykonana czytelnie i estetycznie, podpisana imieniem i nazwiskiem. Pani profesor nie znosiła „bylejakości”.
Wiele prac wykonanych pod Jej kierunkiem trafiało na szkolne wystawy, przygotowywane bardzo starannie. Do zwiedzających należało wystosować zaproszenie, zadbać o nich od momentu wejścia do szkoły, oprowadzić i potraktować jak mile oczekiwanych gości.
Był to wyraz szacunku wobec innych ludzi. Chociaż słowo „relacje” nie było jeszcze modne, Pani Danusia uczyła zasad współżycia z innymi w „globalnej wiosce”, a tu podstawą była życzliwość.
Miała wiele pomysłów. W czasach, kiedy wszystko było szare, urządziła np. pokaz mody strojów wykonanych z papieru pakowego, promowała „Dni Odmienionej Głowy”, jury wyposażała w różowe okulary…
Uczyła, że bez względu na sytuację zewnętrzną zawsze można być sobą, rozwijać się, żyć w zgodzie z innymi, traktować ich życzliwie i z szacunkiem.
Obecnie, szczególnie w czasach epidemii koronawirusa i w związku z sytuacją za naszą wschodnią granicą doświadczyliśmy, jak bardzo ponadczasowe były Jej lekcje.
Zofia Pietrzak
Warszawa, 9 maja 2022 r.
Maria Danuta Kamecka. Wspomnienie prof. Anny Kramek-Klickiej
Była silną i wyrazistą osobowością, z rodzaju tych, o których się nie zapomina. Pamiętam, że ilekroć opowiadała o kolejnym swoim projekcie, wystawie czy artykule w „Polityce” albo w jakimś obcojęzycznym periodyku – zawsze z tą samą energią i zaangażowaniem potrząsała dłońmi i stukała palcem w prezentowany tekst. Podziwialiśmy wtedy Jej bransolety i pierścienie…
Była damą – i to nie tylko dlatego, że odebrała staranne przedwojenne wychowanie, co czasem autoironicznie komentowała; była damą, bo miała klasę i potrafiła się odnaleźć w każdych okolicznościach.
Lubiła przy tym ludzi inteligentnych, zaangażowanych i złośliwych, bo doceniała anegdotę i trafny żart, sama zresztą też od anegdot i od żartów nie stroniła i często obserwowałam, jak z filuternym uśmiechem na ustach komentowała szkolną rzeczywistość albo celnie puentowała bieżące wydarzenia.
Widziała więcej i szerzej, dostrzegała nie tylko wyzwania i niepokojące sygnały płynące ze świata, które dziś przestały być jedynie proroctwami, ale i niuanse codzienności – reagowała na potrzeby uczniów czy nauczycieli, dla których często bywała wsparciem. Maria Danuta Kamecka.
Pani Danusiu, dziękuję, dziękujemy…
Anna Kramek-Klicka
Wspomnienie prof. Ewy Nizińskiej, absolwentki IX LO im. K. Hoffmanowej
Gdybym miała narysować mapę mentalną skojarzeń z p. prof. Danutą Kamecką, wśród podstawowych haseł z pewnością znalazłyby się: (nomen omen) mapy mentalne, Daleki Wschód, Koło Kultury Japonii, ikebana, origami, warsztat pracy, AONKiR (Akcja Opieki nad Kandydatami i ich Rodzicami) oraz kilka przymiotników, które Panią Profesor opisywały: pełna energii, nietuzinkowa, ekscentryczna, zarażająca pasją, otwarta, ciekawa świata i ludzi.
Prowadzony przez nią, jakże nietypowy przedmiot PDŻ-ŻiM oraz zamiłowanie do niezbyt czytelnych akronimów wzbudzały wśród uczniów skrajne emocje oparte, jak sądzę, o odczucia niezrozumienia i ciekawości. Sama niekoniecznie rozumiałam, czemu służyły niektóre zadania z zajęć (ale były bez ocen!), metodą map mentalnych zachwyciłam się i do dziś ją stosuję. Do Hoffmanowej trafiłam za sprawą AONKiRu, daleko wykraczającego poza typowy „dzień otwarty dla kandydatów”, więc jako uczennica chętnie się w niego zaangażowałam, ucząc się przy okazji „warsztatu pracy”, co czasem oznaczało radość i trud pracy zespołowej, a czasem… usilne próby spakowania chaosu w teczki.
Niespecjalnie interesował mnie Daleki Wschód, na zajęcia Koła Kultury Japonii poszłam raczej z ciekawości. Chyba trudno o lepszy dowód zarażania pasją, niż fakt, że dwa miesiące później spędzałam długie godziny nad zawiłościami japońskiej architektury, zastosowaniami papieru ryżowego w budowie domów etc. Od tokonomy – niszy domowej z podniesioną podłogą – był już tylko krok do ikebany. Pani Kamecka była mistrzynią tej japońskiej sztuki układania kwiatów, wiele nauczyliśmy się podpatrując jej dzieła. Pozwalała nam na to, ale bez entuzjazmu. Zawsze powtarzała, że mamy myśleć a nie odtwarzać.
Podobnie było z origami. Pani Kamecka kserowała nieraz całe książki z instrukcjami do składania zwierzątek, pudełek, brył. Dawała je wszystkim członkom Koła, patrzyła, kogo zabawa ta wciąga, chwaliła pierwsze udane prace i wspólnie z nami śmiała się z „gniotów”. Najbardziej jednak czekała, aż odnajdziemy swoje ścieżki, metody, wzory, ulubione motywy. Każdy z nas w końcu je znalazł, koleżanka specjalizowała się w pudełkach z origami, kolega – bryłach modułowych składanych nawet z 200 elementów. Ja eksplorowałam motyw żurawia, zaczynając od okolicznościowych kartek czy żurawi złączonych skrzydłami, a kończąc na miniaturowych ptakach składanych z kwadratu o boku niewiele dłuższym niż 1cm. Pani Profesor wolała origami z kół. Tą techniką pracowała z dziećmi począwszy od lat osiemdziesiątych.
Pamiętam moment, gdy zaproponowała nam współorganizację wystawy „Japonia – Polska coraz bliżej siebie” w Bibliotece Narodowej w Warszawie (5 września 2002 – 8 lutego 2003). Prezentowano na niej m.in. zbiory z kolekcji Andrzeja Wajdy. W oddzielnej sali przygotowaliśmy ekspozycję „Origami pomostem między kulturami”, gdzie prezentowano prace członków Koła Kultury Japonii oraz pracowników Centrum Metodycznego Pomocy Psychologiczno-Pedagogicznej, którzy wykorzystywali origami z kół w pracy terapeutycznej. Czuliśmy, że wystawa jest dla nas wyróżnieniem. „Papierowe zabawki” – jak sami myśleliśmy o naszych pracach – zatrzymywały widzów niemogących uwierzyć, że to wszystko powstaje bez użycia kleju, a twórców ogranicza tylko wyobraźnia. Z perspektywy czasu sądzę, że najważniejsze były jednak wielomiesięczne przygotowania: godziny wspólnie spędzane w sali 106 (wtedy jeszcze w budynku przy ul. E. Plater), dyskutowanie pomysłów, dobieranie kolorów tła do gablot. Nawet po 20 latach trudno zapomnieć kipiącą energią Panią Kamecką, która późnym wieczorem omawiała z członkami Koła szczegóły logistyczne ekspozycji. Żywo przy tym gestykulowała, potrząsając mnóstwem bransoletek. Konstatacje szczególnie przypadające jej do gustu, kwitowała „pociągnięciem za warkoczyk”, co stanowiło synonim najwyższego uznania. Przyjaźnie, jakie nawiązaliśmy siedząc w szkole w wakacje 2002 roku, skupieni na jednym celu, trwają do dziś. Pamiętamy i będziemy pamiętać, że ich „matką chrzestną” jest Pani Profesor Danuta Kamecka.
Wspomnienie prof. Agaty Jagielskiej, absolwentki IX LO im. K. Hoffmanowej
Nie żyje Pani Profesor Maria Danuta Kamecka.
Nazywała nas kurczaczki-hoffmaniaczki.
Prowadziła przygotowanie do życia, niekoniecznie w rodzinie.
Na pierwszych zajęciach pokładaliśmy się wszyscy na ławkach ze śmiechu. Wiedziała, że w pierwszym tygodniu w nowej szkole niczego tak nie potrzebujemy, jak śmiechu.
Uczyła nas przynosić co tydzień pięć flamastrów w pięciu kolorach. Nie kredek, nie długopisów. Flamastrów. Pięć. W pięciu kolorach. Uczyła nas dbać o własny warsztat pracy i respektować oczywistość pewnych wymagań.
Uczyła nas dygać do poloneza. To znaczy mnie na pewno uczyła „na boku”, żebym sobie i kolegom uświadomiła, że źle dygamy!
Pożyczała mi francuskie periodyki. A francuskie periodyki nie były czymś aż tak łatwo wtedy dostępnym.
Używała sformułowania „globalna wioska” średnio pięć razy na minutę.
Była jedyna taka w swoim rodzaju.
Wieczny odpoczynek.
Agata Jagielska