Tekst i zdjęcia: uczestnicy rejsu


Dzień I
Po długiej i męczącej podróży nareszcie dotarliśmy do celu – San Remo, miasta festiwali i urokliwych uliczek. W porcie czekała już piękna Pogoria, która zachwycała nie tylko nas, ale każdego przechodnia. Reszta dnia upłynęła na szkoleniu pod okiem doświadczonych oficerów. Foksztaksel, gordingi i bukszpryt przestały być nam obce. Urzeczeni smakiem domowej kuchni Złotego wyruszyliśmy na podbój miasta. Fregaty w blasku księżyca podkreślały charakter portowego miasteczka, a szwendanie się po zakątkach San Remo na długo nie pozwoli zapomnieć tamtejszego klimatu.

Dzień II
Dryń, dryń! O 7: 00 rano obudził nas dzwonek, który prawie spowodował u nas zawał serca. Jemy pyszne śniadanko przygotowane przez wachtę IV w której są profesorowie. Potem jest szkolenie, w czasie którego po raz pierwszy wspinaliśmy się na reje Pogorii. Dostajemy chwile czasu wolnego na zaopatrzenie się w wodę i na zjedzeni w San Remo pysznych porcji „dżelato”. Dzyń, dzyń szklanki wybijają godzinę 12 i nadchodzi długo oczekiwany moment wypłynięcia z portu. „No…. w sumie to buja”. Po raz pierwszy przypada nam wachta nawigacyjna, podczas której w praktyce możemy wykorzystywać wiedzę przekazaną nam na szkoleniach. Jako pierwszy za ster chwyta Zajdel, czego skutkiem jest płyniecie zygzakiem. Po obiedzie, a musimy przyznać ze posiłki na statku to złoto, rozpoczynamy wachtę kambuzową, która staje się prawdziwa szkołą życia. Niedzielny wieczór możemy opisać słowami piosenki: „Z lewa do prawa, tak wygląda zabawa”. Tej nocy nie mrużymy oka jest 8 w skali Beauforta.

Dzień III
Dzień trzeci na pokładzie Pogorii rozpoczął się bardzo wcześnie, alarmem około godziny trzeciej. Jakiś czas później staliśmy już na kotwicy w zatoczce położonej na północnym krańcu Korsyki. Czas do 13tej upłynął na pracy na statku. Sprzątanie, mycie, czyszczenie i ponowne zmywanie zajęły całe przedpołudnie. O wiele ciekawsze rzeczy zaczęły dziać się o 14tej. Po przeszkoleniu z obsługi żurawików, wachta 3 (to my!!!) opuściła pontony na wodę i zaczęliśmy desant. Mało jest tak urokliwych miejsc jak to, w którym się znaleźliśmy. Mała wioseczka na zboczu i szlak górski, którym można obejść zatokę. Krystalicznie czysta woda, fort na wzgórzu i Pogoria idealnie komponowały się w niezapomniany krajobraz godny pocztówki. Po powrocie na pokład zjedliśmy obiadokolację i przed 19tą podnieśliśmy kotwicę. Kierunek południe.

Dzień IV
Czwartego dnia naszego rejsu odwiedziliśmy Bonifacio – miasteczko na południu Korsyki. Do portu wpływaliśmy w godzinach porannych. Przywitały nas ogromne, wapienne klify z wieloma jaskiniami nad powierzchnią lazurowej wody. Ten krajobraz zrobił na nas ogromne wrażenie, wszyscy z zachwytem przyglądaliśmy się otaczającemu widokowi. Choć każdy z niecierpliwością czekał na możliwość zejścia na ląd, to najpierw musieliśmy wykonać powierzone nam obowiązki. Po przycumowaniu zaczęliśmy klarować żagle. Czternastu śmiałków podjęło się wyzwania i weszło na reje, żeby sklarować marsel dolny i górny. Inni w tym czasie porządkowali koje. Po wykonaniu wszystkich zadań na pokładzie, mogliśmy zwiedzić urokliwe Bonifacio. Niektórzy zdecydowali się na spacer portem, inni na zwiedzanie miasta czy wspinaczkę po skałkach. Spróbowaliśmy też typowo francuskich dań jak naleśniki, a także lokalnych specjałów – ciastek z mąki kasztanowej. W Bonifacio można było zobaczyć twierdzę, kościół z XIV w oraz cmentarz przypominający małe miasteczko. Można też było natknąć się na pozostałości niemieckich budowli z czasów II wojny światowej. Mieliśmy dużo czasu aby poczuć klimat miasta spacerując wąskimi uliczkami. Noc spędziliśmy stojąc w porcie, dzięki czemu każdy mógł się wyspać przed kolejnym dniem pełnym wrażeń.

Dzień V
Nadeszła pora by opuścić Bonifacio. Wypływając żegnało nas korsykańskie wybrzeże. Tego dnia nadarzyła się okazja do wspięcia na jedną z najwyższych reji i rozwinięcie Brama. Spokój zakłócił alarm do żagli, kiedy to podnieśliśmy największy z nich Grot, o powierzchni ok. 120 m2. Cały dzień upłynął nam na morzu, a po skończonej pracy wylegiwaliśmy się na pokładzie.

Dzień VI
Rankiem po naszej ostatniej wachcie nawigacyjnej na pełnym morzu dopływamy do miasteczka Saint- Florent. Niestety Pogoria nie może wpłynąć do małego portu, a francuzi nie pozwolili stanąć bliżej niż milę od brzegu, więc znów czeka nas desant pontonami na brzeg. Nie mamy jednak Francuzom tego za złe, ponieważ przejażdżki pontonami okazują się dla nas niezapomnianą atrakcją. W mieście zwiedzamy parę uroczych miejsc, jemy pyszne naleśniki oraz zachwycamy się pięknymi widokami. Plusk, plusk powrót na pokład Pogorii jest dla nas bardzo mokry. W międzyczasie zmieniła się pogoda i morze było już mniej spokojne. Po południu zaczynamy wachtę kambuzową, przygotowujemy obiad pod wodzą Złotego i wypływami w ostatni rejs w kierunku Genui.

Dzień VII
Dzisiejszy dzień był naszym ostatnim dniem w morzu. Obudzeni zostaliśmy przez Tomka jego przezabawna piosenką, co nastroiło nas pozytywnie do wykonania czekających nas zadań. Okazało się to zbawienne bo pracy było niemało. Szorowanie całego pokładu, odrdzewianie metalowych elementów, sprzątanie kuchni i toalet oraz wstępne pakowanie zajęło nam większość drogi do Genui. Dopiero tam widok malowniczych, portowych domków oraz upragnionych delfinów, a nawet żółwia sprawił ze humor powrócił nam na nowo. Wisienką na torcie było ostatnie wejście na reje, podczas tego rejsu, które przyniosło pełne nadziei oczekiwanie na następny dzień.

Dzień VIII
Niestety ostatni dzień na pokładzie. Po śniadanku i porannym apelu zaczyna się sprzątanie i przygotowywanie statku dla nowej załogi. Gdy wszystko już gotowe możemy iść zwiedzać miasto. Kto chciał mógł się zgubić w plątaninie wąskich uliczek, pójść coś zjeść lub odwiedzić oceanarium. Po południu wracamy na pokład. Po obiadokolacji wsiadamy do autobusu i wracamy do Polski.