Zdjęcia: Ewa Nizińska, Karolina Wolszczak, Maria Kozik
Po zeszłorocznej pełnej wrażeń wyprawie do Finlandii nie było wątpliwości, jaki będzie kolejny kierunek. Tym razem wszystko wydawało się łatwiejsze – organizacja, układanie trasy czy liczenie kosztów i kilometrów. Nawet zakup prowiantu na 10 dni dla 50 osób przebiegł sprawnie. Pozostawały oczywiście pewne obawy, jak zwykle przy wyjazdach survivalowych, ale nie mogły nas zatrzymać. Po kilku miesiącach przygotowań, spotkaniach przygotowawczych, rozdzieleniu sprzętu wspólnego i przydzieleniu referatów, z menu opracowanym na każdy kolejny dzień, spotkaliśmy się na zbiórce pod szkołą. Kierunek: SZWECJA.
piątek i sobota, 25-26.05.2018 (Zuzanna Sokal)
Jeszcze przed godziną 18 autokar wraz ze wszystkimi uczestnikami wycieczki oraz niemałą liczbą bagaży odjechał spod budynku szkoły. Wyposażeni w zapasy jedzenia i poduszki, byliśmy gotowi na czekającą nas długą podróż. Kilkanaście godzin później, koło południa, po mniej lub bardziej przespanej nocy, dotarliśmy na nasz pierwszy przystanek – do Kopenhagi. Przez kolejne parę godzin spacerowaliśmy ulicami urokliwej stolicy Danii, co jakiś czas przystając, aby dowiedzieć się czegoś więcej o co ciekawszych miejscach. Kopenhaga położona jest nad morzem, więc nie mogło zabraknąć podziwiania tamtejszego portu. Zwiedzanie nie trwało długo, bowiem w planach mieliśmy także obejrzenie Malmö, znajdującego się po drugiej stronie cieśniny Sund. Po pokonaniu prawie ośmiokilometrowego mostu Øresund (najdłuższego w Europie) byliśmy już w mieście, które rozpoczynało naszą szwedzką przygodę. Form/design Center, poszukiwania kantoru, spacer po starym mieście, opowieść pod pomnikiem knotted gun oraz kilka słów o zamku Malmöhus i znowu wsiadaliśmy do autokaru, tym razem z zamiarem dotarcia na camping. Tam, choć zmęczeni, po raz pierwszy przystąpiliśmy do rozbicia namiotów, co, na szczęście, zakończyło się sukcesem. Po pysznej i wyczekiwanej obiadokolacji i szybkim nielimitowanym prysznicu, udaliśmy się na zasłużony odpoczynek, mający nam dostarczyć energii niezbędnej do kolejnych dni pełnych wrażeń.
niedziela 27.05.2018 (Amelia Tabor)
Po naszym pierwszym noclegu pod namiotem zebraliśmy się i wyruszyliśmy w dalszą drogę. Kolejnym celem podróży było miasteczko Lund. Zwiedziliśmy tam piękną katedrę romańską i wysłuchaliśmy referatów o szwedzkim kinie oraz o fenomenie skandynawskich kryminałów. Następnie dostaliśmy trochę czasu wolnego na zwiedzanie skansenu. Miejsce to było niesamowicie urokliwe i każdy znalazł tam coś dla siebie, czym mógł się zachwycić. Po tej wizycie ruszyliśmy w stronę klifów i kamiennego kręgu Ales Stenar, gdzie smagani morskim wiatrem wysłuchaliśmy referatów o tym niezwykłym miejscu, a także o wikingach i mitologii skandynawskiej. Każdy też miał czas, aby napełnić się pozytywną energią z tego miejsca mocy. Kiedy wsiedliśmy z powrotem do autokaru czekała nas długa podróż na przepiękną wyspę Olandia. Gdy w końcu dotarliśmy na camping, czekało nas ostatnie wyzwanie, jakim było rozłożenie namiotów utrudniane porywistym wiatrem i ziemią, która odmawiała współpracy ze śledziami. Niedziela zakończyła się smaczną i zasłużoną obiadokolacją oraz prysznicem – pierwszy raz z limitowanym czasem (ach ta szwedzka ekologia!). Wydawało nam się wtedy, że cztery minuty na osobę to bardzo mało.
poniedziałek, 28.05.2018 (Aleksandra Kowalewska)
Dzień rozpoczęliśmy od walki z namiotami. Z powodu występowania na Olandii mocno zakamienionych gleb, wydobycie śledzi od 30-osobowego namiotu stanowiło nie lada wyzwanie. Mimo to udało nam się wyjechać na czas. Pierwszym miejscem, odwiedzonym tego dnia był Las Trolli. Wraz z naszym przewodnikiem — panem Rafałem i jego niesamowitymi historiami dotyczącymi tego miejsca oraz mitycznych Trolli, odbyliśmy kilkugodzinny spacer jedną z tras, zatrzymując się co jakiś czas na wybrzeżu, by podziwiać malownicze Morze Bałtyckie. Po obejrzeniu fantazyjnie powyginanych drzew, udaliśmy się kilkanaście kilometrów dalej, by zobaczyć raukary — ostańce wapienne wymywane przez morze na przestrzeni wieków. Następnym punktem wycieczki był Zamek w Borgholmie. Po ów renesansowo-barokowym obiekcie rozbudowanym w XVI wieku przez Jana III Wazę oprowadzał nas po angielsku tamtejszy przewodnik z bardzo mocnym, szwedzkim akcentem. Sam zamek był ogromny. Puste, zniszczone po latach najazdów i pożarze z 1806 roku ściany dodawały uczucia grozy. W dalszej części ruin znajdowała się nowoczesna wystawa, dotycząca tego miejsca. Po południu nadszedł czas, by opuścić wyspę Öland i udać się z powrotem na stały ląd do miejscowości Kalmar. Odbyliśmy tam całą grupą krótki spacer, podczas którego zwiedziliśmy świątynię protestancką, dowiedzieliśmy się z referatu koleżanek o przysmakach charakterystycznych dla Szwecji oraz obejrzeliśmy kawałek miasta. Zadowoleni, lecz strasznie zmęczeni licznymi atrakcjami, udaliśmy się do miejscowej restauracji, gdzie czekała przygotowana specjalnie dla nas pizza. Tego dnia, po pysznym posiłku został nam już tylko wieczorny przejazd na camping (umilany oglądaniem szwedzkich filmów) w okolicach Sztokholmu i rozbicie podobozu na kolejne 4 dni. Wyzwaniem okazał się prysznic. Patrząc na przydziałowe dwa żetony, z których każdy zapewniał 30 sekund ciepłej wody, z tęsknotą wspominaliśmy długą, czterominutową kąpiel.
wtorek, 29.05.2018 (Maria Kozik)
29 maja był naszym pierwszym z dwóch dni w stolicy Szwecji. Po dosyć późnej, jak na nasze wyjazdowe standardy, pobudce w okolicach 7 rano i szybkim śniadanku ruszyliśmy na podbój Sztokholmu! Dzień zaczęliśmy z pompą od zwiedzania wraz z przewodnikami Muzeum Vasa. Muzeum poświęcone jest tak naprawdę jednemu, bardzo wyjątkowemu eksponatowi – statkowi Vasa, jedynemu siedemnastowiecznemu statkowi na świecie, który przetrwał do dzisiaj, na dodatek w stanie wręcz idealnym (jest on w 95 procentach oryginalny, choć zatonął płynąc na wojnę z Polską i przeleżał długi czas na dnie morza). Następnym punktem naszej wycieczki było Gamla Stan, czyli Stare Miasto. W obrębie tej historycznej dzielnicy udało nam się zobaczyć najmniejszy pomnik świata, Kościół św. Mikołaja ze słynną gotycką rzeźbą św. Jerzego, czy gmach Muzeum Alberta Nobla. Wizyta w stolicy była dla nas czymś wyjątkowym również ze względu na zaplanowany tam obiad – przygotowywany dla nas, ale nie przez nas. Chociaż w pierwszej chwili wieść o posiłku w restauracji „Mongolian BBQ” wprowadziła niemałą część uczestników wycieczki w zakłopotanie, menu okazało się strzałem w dziesiątkę! Najedzeni ruszyliśmy w kierunku kolejnej atrakcji. Czy zastanawialiście się kiedyś nad pochodzeniem słowa „skansen”? Otóż słowo to pochodzi od pierwszego na świecie muzeum na wolnym powietrzu, którego pomysłodawcą był Artur Hazelius. W samym sercu Sztokholmu umieszczono 150 oryginalnych budynków z całej Szwecji, z których najstarszy pochodzi z XIV wieku oraz pierwsze szwedzkie zoo, w którym można podziwiać gatunki zwierząt występujących w Skandynawii. W ciągu bardzo aktywnych czterech godzin udało nam się zwiedzić prawie wszystkie zakamarki tego magicznego miejsca. Dzień też uwieńczył zasłużony czas wolny na terenie Gamla Stan, podczas którego buszowaliśmy po sklepach z pamiątkami i podziwialiśmy uroki wąskich staromiejskich uliczek.
środa, 30.05.2018 (Natalia Perz)
Dzień zaczął się wyjątkowo błogo i spokojnie gdyż śniadanie zaplanowane było dopiero na godzinę 8.00. Zaraz po posiłku wsiedliśmy do autokaru i wyruszyliśmy w podróż ku Uppsali. Gdy wysiedliśmy z pojazdu naszym oczom jednak nie ukazało się miasteczko, lecz las, łąka i… stos kamieni umieszczonych w czymś, co przypominało kapliczkę. Wszyscy byli wielce zdziwieni, gdyż łąka szwedzka nie różni się zbytnio od polskiej, więc nie mogła stanowić dla nas atrakcji turystycznej. Jednak niezawodny (jak zwykle) pan Rafał pospieszył z wyjaśnieniami, iż ów stos kamieni nie jest zwykłym stosem kamieni, lecz miejscem namaszczenia kolejnych królów szwedzkich, co obecnie czyni je jednym z najważniejszych w Szwecji. Następnym przystankiem była już Uppsala, czyli nasze miejsce docelowe, gdzie najpierw zwiedziliśmy dom Karola Linneusza oraz jego ogród botaniczny. Później odwiedziliśmy gotycką katedrę w Uppsali (największy kościół skandynawski, posiadający w jednej ze swych wież dwa dzwony pochodzące z Polski), a następnie Muzeum Gustawianum – w nim zaś prawdziwą gratkę dla biol-chemów, czyli oryginalny teatr anatomiczny, gdzie prowadzono pokazowe sekcje zwłok dla studentów uppsalskiego uniwersytetu. Potem nastąpiło to, na co każdy (chyba) uczestnik wycieczki czekał najbardziej – czas wolny. Każdy z nas miał wtedy możliwość przejść się urokliwymi uliczkami miasteczka zaplanowaną przez siebie trasą. Co ciekawe, można tam było spotkać całkiem sporo Polaków. Po południu pojechaliśmy do Gamla Uppsali (starej Uppsali) – małej miejscowości, dawniej będącej ważnym ośrodkiem religijnym i kulturalnym, w której po dawnej świetności pozostały jedynie kopce królewskie i kościół z XII wieku. O niezwykłej historii i charakterze tego miejsca dowiedzieliśmy się dzięki wystąpieniu Bartka. Trzeba przyznać, że kopce wyglądały wyjątkowo malowniczo, a spacer wśród nich był bardzo przyjemny. Wieczorem tradycyjnie zjedliśmy kolację pod gołym niebem, odbyliśmy szybki (jak co dzień) prysznic i wróciliśmy do naszych namiotów.
czwartek, 31.05.2018 (Paweł Przewłoka)
Pierwszym przystankiem podczas drugiego dnia zwiedzania szwedzkiej stolicy był Pałac Królewski. Oglądaliśmy zmianę warty i wysłuchaliśmy referatu o rodzinie królewskiej. Duże wrażenie robiły też liczne zabytki wewnątrz rezydencji – szczególnie bogato zdobione insygnia koronacyjne szwedzkich władców. Na wystawach można było też odnaleźć wiele przedmiotów pochodzących z Polski, przywiezionych do Szwecji podczas potopu szwedzkiego. Udaliśmy się też do kościoła Riddarholmen, który obecnie nie pełni funkcji sakralnych, ale jest nekropolią władców z dynastii Wazów oraz Bernadotte. Druga połowa dnia miała już zupełnie inny charakter. Po krótkiej podróży znaleźliśmy się w Parku Narodowym Tyresta. Spędziliśmy w nim kilka godzin, wędrując przez las i podziwiając piękne widoki. Udało nam się spotkać kilka kaczek, znaleźć chrobotka reniferowego oraz rośliny typowe dla terenów podmokłych i odkryć ślady rzeźby polodowcowej. Po zakończonej wędrówce wróciliśmy na ostatni nocleg na podsztokholmskim kempingu.
piątek, 01.06.2018 (Bartosz Mościcki)
Pomimo kolejnej chłodnej nocy i dotkliwie odczuwalnego bólu nóg, pamiątki po czwartkowym spacerze w Parku Narodowym, w dobrych humorach powitaliśmy Dzień Dziecka. Można było przez chwilę przypuszczać, że z tej okazji czeka nas błogie lenistwo i świętowanie – prezenty, dzień bez mycia zębów. Nic bardziej mylnego! Wachta po raz kolejny „zaskoczyła” nas nutellą i chlebem tostowym. Renesansowy zamek Gripsholm położony nad malowniczym jeziorem Melar nieopodal Sztokholmu powitał nas cały skąpany w wiosennej zieleni. Urządzone z przepychem wnętrza budowli dostarczyły wielu z nas miłych estetycznych wrażeń. Zaskoczeniem był teatr urządzony w jednej z baszt przez Gustawa III Wazę. Bardziej dociekliwi odnaleźli wiszące na ścianach portrety polskich władców. Pomimo że zwiedzanie zamku odbyło się w języku rosyjskim tłumaczonym symultanicznie przez naszych przewodników, w niczym to nie przeszkodziło i wzbogaciliśmy naszą wiedzę o kolejne karty polsko – szwedzkiej historii. Tradycyjnie, wysłuchaliśmy również referatu. Tym razem w piwnicach zamku została nam przybliżona historia dynastii Wazów. Następnie przejechaliśmy do miejscowości Vadstena położonej na wschodnim brzegu Vetter. Rozciągająca się po horyzont szklana tafla tego drugiego co do wielkości jeziora Szwecji stanowiła niepowtarzalną scenerię, w której wysłuchaliśmy referatów o historii Morza Bałtyckiego oraz kanału Gotyjskiego. Następnie udaliśmy się w stronę pobliskiego klasztoru. Pompatyczna bryła świątyni oraz gotycki ołtarz były nie lada gratką dla wszystkich fanów sztuki i architektury. Niemniej ciekawe okazały się również ruiny dawnego cysterskiego klasztoru Alvastra. Kamienne łuki i mury tworzyły melancholijną atmosferę, a także wspaniałą scenerię do robienia wyjątkowych zdjęć. Tego dnia czekała nas jeszcze jedna miła niespodzianka na miarę Dnia Dziecka –pyszny obiad przygotowany przez wachtę Julki. Wyróżniał on się wyjątkowym bogactwem smaków i aromatów z przypraw, czym zasłużył sobie na specjalną nagrodę na koniec wyjazdu.
sobota, 2.06.2018 (Weronika Parzych)
Dziewiątego dnia podboju Szwecji cofnęliśmy się w czasie do epoki brązu. Lud starszy od wikingów zostawił nam informację o o swoim stylu życia, wierzeniach i zwyczajach, wyrytą w skale. Taki rodzaj rysunków nazywamy petroglifami. Tanumshede miało być jedynie krótkim postojem, podczas monotonnej drogi do Trelleborga. Na szczęście nie nudziłam się za bardzo, ponieważ w międzyczasie zgubiłam się w lesie, co przyniosło oczekiwany efekt i dodało wrażeń na cały dzień. Później zatrzymaliśmy się jeszcze nad jednym ze szwedzkich fiordów. Do spektakularności norweskich sporo mu brakowało, ale zapewnił nam przyjemne chwile przed dalszą drogą. Późnym popołudniem dojechaliśmy do Trelleborga. Czasu wystarczyło w sam raz na obiadokolację, kąpiel w wyjątkowo w tym miejscu płytkim i ciepłym Morzu Bałtyckim oraz podsumowanie wyjazdu wraz z nagrodami za najlepsze referaty i najsmaczniejszą obiadokolację.
niedziela, 3.06.2018 (Natalia Hołub)
To już ostatni dzień naszego wyjazdu. O 3:30 zaczęliśmy składać namioty, wtedy też wzięliśmy produkty na śniadanie – dzień wcześniej kilka osób zatroszczyło się o ich przygotowanie, a nawet o zrobienie sałatek z tego, co zostało z wyjazdowego prowiantu. Nim ruszyliśmy wiele osób pobiegło robić zdjęcia, do czego zachęcała spowijająca okolice kempingu gęsta mgła. Po pół godzinie od wyjazdu zawitaliśmy do portu w Trelleborgu, skąd o 7 odpływał prom do Świnoujścia. Czas na promie upłynął nam głównie na spaniu, ale też graniu w karty i podziwianiu widoków. Przez jakiś czas znów towarzyszyła nam mgła, która tworzyła niepowtarzalny klimat i uniemożliwiała zobaczenie linii horyzontu. Po 7 godzinach przypłynęliśmy do Świnoujścia… gdzie na chwilę zablokowaliśmy port, nie udało nam się bowiem na czas wejść do autokaru. Potem już bez przygód dotarliśmy do Warszawy. Wyprawa dobiegła końca.