Kadyks od wieków nazywany jest „srebrną filiżanką”. Nie wiadomo dokładnie dlaczego: może z powodu srebrzystych wód oceanu, oblewających miasto niemal ze wszystkich stron?
Dziś pewnie odwoływalibyśmy się raczej do pysznej kawy podawanej w tamtejszych knajpkach. Takiej kawy można spróbować wyjeżdżając z Hoffmanową na intensywny kurs językowy do tego pięknego miasta: uczymy się tam języka hiszpańskiego lub angielskiego z nativem w jednej z najlepszych szkół językowych w Hiszpanii – „Clic Cadíz”. Ponadto zwiedzamy, poznajemy zwyczaje i kulturę Hiszpanii , a także cieszymy się słońcem i piękną pogodą.
Zapraszamy na relację z drugiego już obozu językowego w Kadyksie. Autorką felietonu jest Alicja Szostak.
Wtorek rano. Stoimy w długim korku, zamknięci w samochodzie, a Hiszpania wydaje się rzeczą tak odległą jak zeszłoroczne wakacje. Gdy w końcu naszym oczom ukazuje się małe lotnisko w Modlinie, jest już prawie wpół do dziesiątej. Odprawa i szybkie zakupy zajmują nam standardowo około dwóch godzin, ale czas mija szybko i wreszcie wchodzimy na pokład. Czterogodzinna podróż w chmurach urozmaicona widokiem Alp, kończy się w Maladze. Przed nami jeszcze długa jazda autobusem, która na szczęście okazuje się ciekawsza niż przeciętne szkolne wyjazdy. W radiu leci „Despacito”, a za oknem rozciągają się wspaniałe wzgórza porośnięte gajami i bogatymi willami rodem z telenoweli.
Naszym celem jest Kadyks, w którym mamy spędzić następny tydzień, uczestnicząc w kursie językowym i poznając kulturę Andaluzji. Razem z nami są pani Marta Wikiera i pani Magdalena Marmucka. Po przyjeździe i zapoznaniu się z rodzinami, które nas przyjmują, spotykamy się na plaży i spacerujemy brzegiem oceanu, wdychając zapach słonej wody i piasku.
Pierwszy dzień w szkole językowej jest interesujący. Zajęcia są prowadzone z pasją, a naszą szkolną rutyną staje się wychodzenie na przerwach na skąpany w słońcu dach. Oczywiście, jako uczniowie Hoffmanowej, nie wypadamy z rytmu i codziennie wdrapujemy się do klas na czwartym piętrze. Pielgrzymki do Carrefour’a na rogu to też nieodłączny element planu dnia. Po lekcjach czeka na nas plaża i odpoczynek pod palmami.
Popołudniami zwiedzamy zakątki miasta, a naszym przewodnikiem jest Jesus – Hiszpan, którego w Kadyksie wszyscy znają. Co chwila pozdrawiają go znajomi, którzy uśmiechają się również do nas i patrzą nam w oczy. Na naszych twarzach pojawia się wtedy fala zdziwienia, w Polsce kontakt wzrokowy z ludźmi na ulicy zdarza się dość rzadko, a „dzień dobry” nawet na osiedlu jest słowem trudnym do wymówienia. W tej miłej atmosferze przeciskamy się wąskimi, kolorowymi uliczkami, które tworzą kulturowy labirynt. Klucząc w nich dostrzegamy tancerkę flamenco, wirującą w rytm porywającej muzyki. Patia, do których co jakiś czas zaglądamy są zdobione arabeskami i egzotycznymi roślinami. W takim mieście aż chce się zabłądzić, ale każda alejka prędzej czy później prowadzi nas do Placu Katedralnego, nad którym góruje monumentalna świątynia. Jesus oprowadza nas po Castillo de Santa Catalina, w którym przed wiekami strażnicy miasta wypatrywali piratów, a potem wiedzie nadmorskim bulwarem do latarni (która jest oczywiście w remoncie). W sobotnie przedpołudnie wspinamy się też na Torre Tavira – wieżę, w której starych komnatach kryje się camera obscura. Stojąc w ciemności oglądamy całe miasto ze szczegółami. Potem przychodzi czas na spacer po targu. Z obfitych straganów kuszą owoce o intensywnym zapachu, najróżniejsze sery, ale przede wszystkim wspaniałe owoce morza i ryby. Nasz zachwyt ostyga jednak, gdy na ladzie dostrzegamy dwie głowy rekina.
Zwiedzanie zwiedzaniem, ale wszyscy najbardziej wyczekują lekcji surfingu. Wizje ujarzmiania fal, przystojnych surferów, nagrzanego piasku i stolików z trzcinowymi daszkami spełniają się już w czwartek. Wciskamy się w pianki i próbujemy utrzymać się na deskach, pokonywani co chwila przez wody Oceanu Atlantyckiego.
Niedzielę spędzamy w stolicy Andaluzji. Słoneczna Sewilla jest pełna ludzi i mieszanka języków rozbrzmiewa pod błękitnym niebem. Na urokliwych placykach spadają z drzew pomarańcze, a wzdłuż ulic rosną pinie i eukaliptusy. Gdy przekraczamy bramy królewskiego pałacu, naszym oczom ukazuje mozaika ozdobnych sal, wielobarwnych ogrodów, i misternie wykonanych fontann tryskających strumieniami wody. Jesteśmy w Alkazarze – jednym z najsłynniejszych pałaców w Hiszpanii. Dwunastowieczne mury były świadkami historycznych momentów. To tutaj Izabela Kastylijska i Ferdynand Aragoński przyjęli Krzysztofa Kolumba po podróży do Ameryki. Niesamowite patia i bogate dziedzińce odzwierciedlają również słoneczne Dorne w najpopularniejszym serialu ostatnich lat. Sewilla była inspiracją dla wielu artystów, którzy wpatrując się w labirynt ornamentów przelewali myśli na papier.
Starając się wykorzystać każdą chwilę, udajemy się na nocny pokaz flamenco. Uczta dla oczu i duszy nie zapełni jednak żołądka. Przez tydzień mamy okazję spróbować wielu oryginalnych potraw, które choć dostępne już chyba w każdym zakątku globu, w Andaluzji smakują inaczej. Zaczynając od gambas w najróżniejszych sosach poprzez gamę innych skorupiaków, małży, rybek, oraz makaronów czy paelli kończymy na churros z czekoladą. Doznania kulinarne zaliczone.
Intensywny tydzień w Hiszpanii kończymy nocną podróżą do Malagi i opóźnionym samolotem. Kolorowe wspomnienia powoli przegrywają bitwę z myślami o uzupełnianiu lekcji. W walizkach leżą przyprószone piaskiem certyfikaty językowe i pocztówki pachnące pomarańczą. Facebook ostrzega przed opadami w miejscowości Warszawa, a iberyjskie wybrzeże znika powoli w chmurach, gdy odlatujemy z ciepłych krain.