Tekst: Filip Krzyżański (2A)
Zdjęcia: Filip Krzyżański, Szymon Kucharski


W niedzielę, 17 stycznia 2016 r., gdy cała Warszawa pogrążona była jeszcze we śnie, o godzinie 6:45 przy ulicy Hożej 88 uczniowie klasy 2A i 2H naszego liceum zebrali się przed budynkiem szkoły, by wspólnie z opiekunami: prof. Anną Hnydką, prof. Joanną Karpińską, prof. Szymonem Kucharskim, prof. Haliną Roszkowską, i prof. Andrzejem Piechocińskim wyruszyć na swój ostatni wspólny wyjazd w góry. Kultywując tradycję oraz opierając się na własnym doświadczeniu, nasze serca mogły pokierować nas tylko w jedno miejsce – do Zwardonia. Po siedmiogodzinnej podróży autokarem dotarliśmy do upragnionego celu. Zgodnie ze wcześniejszymi ustaleniami, klasy oraz nauczyciele podzielili się na poszczególne domki, nazywane od imion gospodarzy: Adama, Kazka, Marka i Romana. Po zakwaterowaniu się oraz zjedzeniu ciepłego posiłku, zaczęliśmy rozpakowywać się i dobierać sprzęt narciarski, co jednoznacznie oznaczało początek zwardoniowej wyprawy.

Pierwszy dzień, na rozgrzewkę, uczestnicy wyjazdu spędzili na polskim stoku w Istebnej. Tam również uczniowie podzieleni zostali na podstawowe i zaawansowane grupy narciarskie i snowboardowe, zależnie od posiadanego doświadczenia. Po niemalże pięciogodzinnej jeździe, kiedy mogłoby się wydawać, że nikt już nie ma na nic siły, w godzinach wieczornych odbyło się spotkanie z góralami śląskimi, połączone z biesiadą, muzyką, tańcami i degustacją placków ziemniaczanych.

Kolejne dni przebiegały w sposób rutynowy, co nie oznacza jednak, by komukolwiek z tego powodu się nudziło. W czasie, gdy narciarze i snowboardziści zdobywali Wielką Raczę za dnia i Rachowiec późnym wieczorem, grupa osób pokonanych przez sporty zimowe zwiedzała okoliczne miejscowości, atrakcyjne turystycznie i posiadające bogatą historię – Żylinę na Słowacji czy Cieszyn (który częściowo leży w Czechach, a częściowo w Polsce), czy też po prostu zdobywali okoliczne szczyty Beskidów. W połowie wycieczki uczestnicy mieli zapewnioną odnowę biologiczną w pobliskim basenie. Była ona rajem dla obolałych ciał. Ale co najważniejsze, chociaż statystycznie na każdym wyjeździe narciarskim jakaś osoba trafia do lekarza z poważniejszym uszkodzeniem ciała, to tym razem matematyka została pokonana. Oczywiście, wysiłek fizyczny spowodował pewne małe urazy, np. ramienia czy kości ogonowej (problem snowboardzistów), jednak w tym roku szpital przez Hoff-uczniów nie został odwiedzony ani razu.

Przygodami, które mocno utkwiły nam w pamięci, stały się: półtoragodzinna awaria wyciągu z czterema uczniami, którzy wisieli przez ten czas w powietrzu, na zimnym krzesełku, jak również 40-minutowe opóźnienie pociągu relacji Praga – Czeski Cieszyn – Żylina, przez co grupa niejeżdżąca nie dotarła na czas na planowany autobus powrotny do Zwardonia i musiała odbyć kilometrowy marsz pieszy po niezbyt odśnieżonej, stromej drodze, by powrócić do domu. Los chciał, by jeden z uczniów wziął udział w obu tych mrożących (dosłownie) krew w żyłach „atrakcjach”…

Pytając uczestników o opinie na temat wyjazdu, da się słyszeć tylko jedno: szkoda, że to był ostatni raz; ostatni nasz wspólny Zwardoń. Z pewnością, niektóre wydarzenia i wypowiedziane słowa pozostaną na zawsze w sercach uczniów, którzy już knują intrygę, by w przyszłym roku udać się na jeszcze jeden – tym razem naprawdę ostatni wyjazd…